6 listopada 2012

wracam...

z małym haulem, na rozruszanie ;)

Jakoś tak mi nieswojo, niby nie mam póki co zbyt wielu czytelników stałych, ale jednak czuję, że muszę wytłumaczyć swoją nieobecność. Otóż ostatni czas spędziłam w szpitalu, nie będę się może zagłębiać w szczegóły. Szczęście w nieszczęściu, że udało mi się załatwić urlop dziekański, także teraz cały rok mogę spokojnie spędzić na ratowaniu swojego stanu zdrowia (kolejny termin pobytu w szpitalu mam wyznaczony na styczeń), a przy okazji skupie się bardziej na zakorzenianiu się TU.  

A wracając do tematu: nigdy nie byłam fanką HAUL'i, zawsze mi się wydawało, że takie wpisy nic konkretnego nie wnoszą. Ale dziś po raz pierwszy byłam na zakupach 'z misją', także postanowiłam się pochwalić co tam upolowałam i jaki to wszystko ma cel.

Nie pamiętam czy kiedykolwiek wspominałam coś o swojej cerze także teraz jest dobry moment. Mam cerę mieszaną, tłusta strefa T (szczególnie okolice nosa i czoło) i normalna reszta twarzy (zimą często przesuszona). Nie mam jakichś większych problemów z cerą, czasem mi tam coś wyskoczy, ale na szczęście szybko znika, natomiast moim największym problemem, bolączką i kompleksem od zawsze są rozszerzone (ze skłonnością do zapychania) i bardzo widoczne pory. Szczerze mówiąc powoli tracę nadzieję na jakiś cudowny preparat, który niczym photoshop wymaże mi te moje 'dziurki', ale gdy tylko na rynek wchodzi jakiś kosmetyk rzekomo zmniejszający pory to chętnie go testuję. W każdym razie póki co jedyne co mogę robić to maskowanie problemu.
Na rynku są dostępne preparaty, które mają na celu doraźne zmniejszenie widoczności porów. Działają bardziej jak wygładzające bazy pod makijaż, z tym że można ich używać zarówno pod jak i na wykonany już make up. [Nie będę się dłużej rozpisywać w tym temacie, myślę że zrobię oddzielny wpis o tym jak staram się zwalczyć widoczność porów i oddzielne porównanie tego typu produktów, a mam ich w swojej kolekcji aż trzy.] Dowiedziałam się, że marka Clinique wprowadza nową linię kosmetyków zwalczających rozszerzone pory i postanowiłam dwa z tej serii wypróbować. Także od dziś testuję takie to właśnie zdobycze (i przy okazji pokaże Wam pare innych specyfików, które dziś zakupiłam):




CLINIQUE Pore refining solutions instant perfector
czyli wspomniany już preparat zmniejszający widoczność porów
cena w Sephorze: 99zł za 15ml (na szczęście miałam na karcie jakieś zniżki!)




CLINIQUE Pore refining solutions instant perfecting make up
podkład, który wg zapewnień producenta maskuje widoczność porów oraz z czasem je zmniejsza (taaa...)
mimo że mam cerę jasną, ale nie tzw porcelanową (czyt.białą) zakupiłam najjaśniejszy odcień 2 alabaster; tak na marginesie wydaje mi się, że Clinique ma wyjątkowo ciemne odcienie podkładów i pudrów, dla dużej części bladolicych Polek nadające się co najwyżej na okres wakacyjny.
cena w Sephorze: 135zł za 30ml

Przy okazji wypadu do centrum handlowego zajrzałam też do The Body Shop w celach uzupełnienia zapasów moich ukochanych maseczek (o maseczkach z TBS również planuje oddzielny post).


THE BODY SHOP Honey & Oat 3-in-1 srub mask
To już moje trzecie opakowanie tej maseczki, zdecydowanie ulubieniec.
cena: 49zł za 100ml (ale jest naprawdę wydajna!)



Przy okazji wizyty w TBS przypomniałam sobie o topniejących zapasach obowiązkowych przy cerze mieszanej bibułek matujących (aktualnie wykańczam Inglotowe), także w najbliższym czasie zamierzam testować o takie:



THE BODY SHOP The Tree blotting tissues
Kiedyś używałam tych z warstwą transparentnego pudru, nie wiem nawet czy jeszcze są dostępne w regularnej sprzedaży, w każdym razie wtedy byłam zadowolona, zobaczymy co moja twarz powie na te.
cena: 25zł za 65 bibułek


Ostatnie odwiedzone przeze mnie miejsce to słynny już salon Bath&Body Works. Mam bardzo ambiwalentny stosunek do tego sklepu, z jednej strony ta różnorodność zapachów i rodzajów produktów jest niesamowita, ale z drugiej strony nie mogę tam znaleźć nic, co zachwyciłoby mnie w 100% (ok, mgiełka do ciała Coconut Lime Breeze albo Sweet on Paris były bliskie kupna, ale obu tych zapachów nie ma w wersji mini, a jakoś nie miałam ochoty kupować pełnowymiarowych produktów). Także skusiłam się jedynie na zapach do samochodu (Cranberry Woods+czarne opakowanie na kratki nawiewowe), który od razu znalazł swoje miejsce (stąd brak zdjęć) i 2 małe żele antybakteryjne.



Bath&Body Works kieszonkowe żele antybakteryjne do rąk o zapachu Paris Amour i Vanilla Cupcake
Nie jestem do nich nastawiona wyjątkowo pozytywnie, zapach vanilla cupcake kupiłam w ciemno i po otwarciu tak mnie zemdlił swoją słodyczą, że od razu sprezentowałam go mamie, natomiast paris amour ma w sobie brokat, który zauważyłam dopiero po użyciu. Także strasznie wtopiłam, żałuję, że dłużej nie zastanowiłam się nad doborem linii zapachowej, ale tak to jest jak już przy kasie sięgasz po coś, co stoi w zasięgu twojej ręki ;)
cena: 5,99zł za sztukę (29ml)



Jeśli chodzi o mój dzisiejszy haul to tyle. Chciałam się jeszcze z Wami podzielić paczuszką, którą moja ukochana Tatjanka przywiozła mi z ostatniego wypadu do Zagrzebia (i który mnie niestety ominął w związku z pobytem w szpitalu...). Otóż jak tylko wyczułam okazję zdobycia czegoś z DM a konkretniej z Alverde, od razu poprosiłam o takie właśnie suweniry (bez żadnych konretnych wytycznych). I takie to dobra dostałam:


Alverde krem pod prysznic z papają i rokitnikiem;
Niesamowicie rześki zapach, kojarzy mi się z grapefruitem. Jeszcze nie używałam, ale zabieram się za niego jak tylko skończę aktualny żel!



Alverde fluid z aloesem do cery mieszanej i normalnej;
Zdążyłam użyć go dopiero parę razy, ale wydaje mi się że raczej jest to krem do cery normalnej w kierunku suchej. Na razie nakładam go sporadycznie i oszczędzam go na większe zimowe mrozy bo coś czuję, że wtedy sprawdzi się idealnie. Bałam się, że ze względu na oleje w składzie może mnie zapchać, ale póki co nic takiego nie zauważyłam.



Alverde olejek do ciała z paczulą i czarną porzeczką;
Przez przypadek trafił mi się hit internetu ;) Na prawdę super produkt, wyrywamy go sobie z całą rodziną z rąk i to dosłownie, bo moja mama i mój Filip stosują go właśnie do natłuszczania dłoni, ja raczej tradycyjnie na suchą skórę moich łydek natomiast zbieram się do przetestowania go przy olejowaniu włosów.
Dodam tylko, że na początku zapach mnie trochę przytłoczył, w buteleczce czuć głównie paczulę, która jest dość mocnych zapachem, ale po rozprowadzeniu na skórze wydobywa się cudowny zapach czarnych porzeczek, w którym aktualnie jestem totalnie zakochana!

DZIĘKUJĘ KOCHANA TATJANKO ;*



No i miało być krótko i na rozruch a wyszło jak zawsze... Od teraz postaram się już regularnie!
Tymczasem dobranoc!

N.

PS. Wiecie co jest jutro...? Jutro dzień pudełka ;)










0 komentarze:

Prześlij komentarz